Recenzja filmu

Samsara (2023)
Lois Patiño

Nieustająca podróż

Po wyjątkowym filmie "Czerwony księżyc", Lois Patiño wrócił z nowym, równie intrygującym dziełem. Kto poznał jego twórczość, ten wie, że można się spodziewać kina nieszablonowego i skupionego na
Po wyjątkowym filmie "Czerwony księżyc", Lois Patiño wrócił z nowym, równie intrygującym dziełem. Kto poznał jego twórczość, ten wie, że można się spodziewać kina nieszablonowego i skupionego na formie - opowiadającego obrazami i zapraszającego widza do doświadczania piękna kadrów, ale nie tylko. "Samsara" pokazuje, że współczesne kino nadal może być czymś nowym i kreatywnym.
Dla europejskiego widza, sama egzotyka i odmienność kulturowa przedstawione w filmie mogą być czymś interesującym. Jednak gwarantuję, że to nie jedyny aspekt, przez który seans będzie zaskakujący. Natomiast określenie "film" wydaje się nawet do końca nie pasować do tej, momentami transcendentalnej podróży. Jak tytuł sugeruje, produkcja jest pewnego rodzaju medytacją na temat cykli życia, śmierci i wzajemnych powiązań wszystkich istot w różnych krajach, kulturach, społecznościach i religiach. O ile Patiño w swojej poprzedniej pracy pochylił się nad baśniami, mitami, tym razem, w równie sensoryczny sposób opowiada o wierzeniach buddyjskich i różnicach kulturowych.

Fabuła nie skupia się mocno na konkretnych bohaterach, ważniejszym jest przedstawienie samego zamysłu buddyzmu. Nie uświadczymy również standardowego prowadzenia narracji. Dowiadujemy się z niej niewiele. Widzimy młodego chłopaka, który spędza czas z mnichami oraz angażuje się w spędzanie czasu przy umierającej kobiecie. Czyta jej świętą tybetańską książkę. Jest to Tybetańska Księga Umarłych, z którą dobrze jest się zapoznać przed nadchodzącą śmiercią. Według wierzeń to pismo, którego nie należy czytać samodzielnie, a powinno dla nas zostać przeczytane przez inną osobę. Z tego powodu młodzieniec regularnie odwiedza staruszkę i przygotowuje ją do odejścia z tego Świata. Tak w zarysie wygląda wprowadzenie do filmu, który można podzielić na trzy główne segmenty. Każdy z nich zupełnie się różni, ale wszystkie razem są spójną całością. O pozostałych fragmentach powiem jedynie tyle, że mogą one być jednym z najwspanialszych doświadczeń medytacyjnych jakie kiedykolwiek będziesz miał okazję przeżywać w kinie.


Odnosząc się do strony technicznej, jak i stylu samego reżysera, już po pierwszej scenie wiemy z jakiego rodzaju kinem mamy do czynienia. Statycznie przemieszczające się oko kamery spokojnie obserwuje grupę mnichów podczas medytacji. Ujęcia będą zazwyczaj równie leniwe, za to nieustannie zachwycające pięknem barw i bardzo różnorodne. Dzięki powolnemu prowadzeniu filmu mamy możliwość doświadczania chwili wraz z postaciami. Mamy czas na zmysłową podróż, refleksje, na poczucie piękna natury, przyjrzenie się spływającej wodzie w porażająco estetycznym krajobrazie. Możemy postarać się spojrzeć na rzeczywistość z perspektywy mnichów. Ten przedstawiony Świat sprawia wrażenie bardzo harmonijnego. Widzimy przenikające przez siebie żywioły, połączenie człowieka z naturą, a przynajmniej próby jej zrozumienia i poszanowania. Kamera często skupia się na konkretnych obiektach, w taki sposób że stają się one niemalże namacalne dla widza. Sposób operowania obrazami pomaga nam poczuć unoszącą się w powietrzu wilgoć, siłę przemieszczającej się wody, kiedy indziej strukturę wodorostów lub sierść kozy. To wszystko sprawia, że obraz jest bardziej uchwytny i doznajemy go przy pełnym zaangażowaniu zmysłowym. Reżyser postawił na atmosferę i jest ona wyjątkowa. To oprawa dźwiękowa i wizualna nadają kontemplacyjnej aury oraz stanowią o sile tej sztuki.

Wielu widzów mówiąc o twórczości Patiño doszukuje się w niej wpływów tajlandzkiej ikony kina, Apichatpong Weerasethakul. Te porównania są jak najbardziej uzasadnione ponieważ obaj artyści doskonale odnajdują się w kinie gęstej atmosfery i wolą przemawiać językiem wizualnym. Często nie wypowiadają wprost sedna swoich filmów. Dają oni widzom duże pole do interpretacji tego co właśnie oglądają i starają się dotrzeć głębiej niż jedynie do intelektu. Podobnie jak w filmie "Memoria" tajlandzkiego twórcy, bardzo ważnym elementem "Samsary" jest dźwięk. Umiejętne i oryginalne posługiwanie się brzmieniem otoczenia pełni między innymi funkcję odzwierciedlenia stanu skupienia, czy też stanu psychicznego obserwowanego bohatera. Przykładowo w momencie kontemplacji słyszymy uwydatniające się odgłosy dżungli, wodospadu czy fauny. Inną zgodność w filmografii obu panów możemy zaobserwować na płaszczyźnie poświęcania dużej uwagi przyrodzie. Chyba najlepszym przykładem będzie film “Skrajne żądze”, gdzie Apichatpong skupia się na naturze, z równą skrupulatnością co hiszpański autor w swoim nowym dziele.

Wraz z kolejnymi filmami Lois Patiño nie przestaje zaskakiwać, eksperymentować i szukać nowych środków wyrazu, co ponownie przyniosło niespotykany efekt. Produkcja zostanie doceniona nie tylko przez wielbicieli nurtu artystycznego, czy łagodnie prowadzonego “slow cinema”, ale przede wszystkim przez osoby szukające na ekranie nowych doświadczeń. "Świat otwiera się dla tych, którzy się na niego otwierają” - tak brzmi jedno ze zdań w filmie i właśnie w taki sposób zachęcam podejść do tego seansu, ale i do całego kina, które może wychodzić poza uporządkowane struktury czy logiczne pojmowanie, tym samym przynosić nowe i wyjątkowe impresje.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones