PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=33198}

The Beatles

A Hard Day's Night
7,8 5 425
ocen
7,8 10 1 5425
6,4 7
ocen krytyków
The Beatles
powrót do forum filmu The Beatles

Bitlomania

ocenił(a) film na 7

Jestem fanem Beatlesów choćby z racji pokoleniowej - ale nie tylko: w XX w. były tylko trzy wielkie. przełomy w muzyce rozrywkowej - 1) rock'n'roll (teraz określa się to jako rockabilly) z lat 50. spersonifikowany przez Presley'a - do niego byłem z młody; 2) rock reprezentowany przez Beatlesów, Animalsów i Rollingstonsów; 3) rap - to już "nie moja bajka", bo byłem "za stary".

Pamiętam, jak siedzieliśmy przed głośnikiem w akademiku ASP i czekaliśmy na pierwsze polskie odtworzenie kolejnego nowego utworu (w Radiostacji Harcerskiej?). Oglądaliśmy też ten film (w DKF-ie, bo chyba nie szedł w normalnych kinach?), ale jakoś nie zrobił na nas specjalnego wrażenia; pamiętam, że uznaliśmy go za wygłupy - jakoś do Polski nie dotarły wtedy za muzyką nowe wzorce zachowania młodego pokolenia.
Tak więc moja ocena filmu (7/10) pochodzi sprzed ~45 lat - bo później już tego filmu nie oglądałem.

jak45

Mi film wydał się po prostu wydłużoną do 80 minut reklamówką zespołu, ale jestem w stanie postawić kapcie, że histeria publiczności była prawdziwa i jak najbardziej szczera. Czy mógłby Pan napisać, jak mieli się wtedy, w Polsce, Beatlesi do Rolling Stonesów? I czy mieliśmy własnych modsów - to mnie zawsze ciekawiło, bo raz słyszę że modsów w Polsce nie było, a raz - że byli.
Do tych przełomów to myślę, że spokojnie można by dodać jazz po Wielkiej Wojnie i muzykę elektroniczną od początku lat '80 (od nowofalowych syntezatorów po techno-łupankę na pigułach).

ocenił(a) film na 7
duraq

Jazz to prastara historia, ale oczywiście masz rację - o ile uznamy go za muzykę rozrywkową (ja raczej stawiam go jako "typ", obok klasycznej i rozrywkowej (free-jazzu słucha się/nie słucha jak Pendereckiego); techno nie było żadnym "przełomem" (mam pierwsze wydanie "Kraftwerk", potem już nie dało się słuchać), natomiast elektroniczna (ELO, Jarre, Vangelis, Pink Floyd) to był mój ulubiony gatunek, ale to kwestia bardziej instrumentarium, brzmienia, niż nowości muzycznej, melodycznej. Tym sposobem można ciągnąć listę dalej - folk (w tym country i reggae), etniczna, itd.. Jako przełomowe uznałem te w/w trzy.

Wtedy B. byli na czele "stawki", potem było dłuuugo nic, a dalej raczej... "Animalsi" niż R.S. (dziwne, prawda?).

Modsów (chyba że za takich uznamy chłopców ze wsi, rzadziej robotników, noszących śliwkowe lub fioletowe garnitury z rozporkami na nogawkach, okraszonych guzikami obciągniętymi takim samym materiałem) w Polsce raczej nie było, już bardziej rockersi; chyba chodziło o to, że "sfery wyższe" komuchów i wyższych urzędasów nosiły się dość elegancko (oczywiście bez przesadnych "rurek" i potem "kloszy" oraz "plerez") a "opozycyjnym" (wtedy nawet tego terminu jeszcze nie było) wyróżnikiem, zwłaszcza studenterii i intelektualistów były jeansy (na bazarze praskim najtańsze zagraniczne kosztowały 800 zł. - a stypendium dostawaliśmy 750) - oczywiście najpierw "rurki", potem "klosze" - i tekstylne albo zamszowe buty typu "mokasyny".
Reszta "obywateli" (90%) chodziła w czym popadło - najczęściej w powycieranych ubraniach "garnituropodobnych" (urzędnicy, itp.) oraz po prostu w ubraniach roboczych (robotnicy; garnitury zakładali na niedzielę); obowiązującym elementem była teczka z dermy ("prawdziwa imitacja sztucznej skóry") oraz tzw. ortalion - czarny, brunatny, ciemnozielony lub granatowy.
Wśród elit (zwłaszcza filmowców i plastyków) modne były kożuszki kupowane pokątnie w Nowym Targu lub za imitację dewiz w sklepach Pekao.
Plerezy i długie baki nosili wszyscy, poza wspomnianymi "partyjniakami". Żabotów na koszulach "non- iron" się nie widziało, zapewne chodziło o posądzenie o "pedalstwo"!
Kobiety radziły sobie jak umiały; jedne wyglądały jak z Paryża, inne jak kury nioski czy krowy rasy nizinnej; "hitem" na wsi były nonajronowe, kompletnie przejrzyste, bluzki, spod których wyraźnie było widać cały stanik na fiszbinach lub halkę z koronkami.

ocenił(a) film na 7
jak45

Z tą "reklamówką" masz rację - nawet przy "bitlomanii" ten film nie zrobił na nas wrażenia (zdziwiłem się, że teraz ma wysokie notowania). Filmem kultowym był natomiast, sporo spóźniony zresztą, "Hair" - to do dziś jeden z dwu moich ukochanych filmów. Nie jest wysoko w rankingach, bo dla USA był tylko powtórzeniem sławnego musicalu, który już wszyscy przeciwnicy wojny w Wietnamie widzieli (do tego nakręconym przez Węgra, imigranta) a dla Europejczyków był zbyt "amerykański" i w Cannes czy Wenecji nie miał szans.

jak45

To naprawdę ciekawe że modsi się nie przyjęli mimo tego, że jeszcze 10 lat wcześniej ulicami miast wędrowali dandysowaci bikiniarze (a czy byli oni faktyczną grupą, czy tylko rozdmuchanym wymysłem propagandówek to już się nie wypowiadam, coby głupoty żadnej nie palnąć) a skuter był z pewnością tańszy od motocykla. Tak czy inaczej dziękuję za wyczerpującą wypowiedź. Pozdrawiam.

użytkownik usunięty
jak45

Ja bym w ogóle oddzielił Polskę od Europy. W Europie rewolucja muzyczna to faktycznie pierwsza połowa lat 60. i The Beatles. Zbyt dobrze znam się na muzyce i zbyt długo gram, aby tego nie czuć. Po prostu wszystkie harmonie w muzyce to w 75 procentach pomysły Lennona i McCartney'a. Pewnie nie jestem obiektywny, ale Rolling Stonesie nie doczekali się raczej wielu naśladowców, mimo że zarzynają muzykę do tej pory. Potem był spory przełom, czyli era Led zeppelin i Deep Purple. Zdominowali tyle zespołów, że aż szkoda mi na przykład Free. Potem nic się nie działo. Punk to była antymuzyczna rozróba. Co na Zachodzie było potem? Wydaje mi się, że lata 80 to był czas, w którym pojawiali się naprawdę ostatni wielcy. Mike Oldfield, Genesis, cholerni Guns 'n' Roses (pod koniec 80.), Michael Jackson i cały ten klimat, który się rozleciał, gdyby pojawili się tacy, jak Blitz Liptitz, czy jak oni tam się nazywają. Potem nie było już nic - najwyżej odtwarzanie starych koncepcji. Śmierć wszystkiego nastąpiła wraz z pojawieniem się Oasis.

W Polsce były Czerwone Gitary, Skaldowie i cała masa rozmaitych wykonawców. Rzecz w tym, że kiedy oni nagrywali w 1968 "Takie Ładne Oczy", Beatlesi mieli za sobą już "Sierżanta" i "Biały Album". Polska muzyka była fajna, ale strasznie zacofana. Moim zdaniem rolę podobną do rewolucji 1963-1969 spełniły w Polsce wczesne lata 80. Perfect, Lady Pank, Oddział Zamknięty, Republika, Lombard, TSA, Maanam - oni zmienili wszystko. Takie rewolucji, związanej też z upadającym systemem, nie było wcześniej. Oczywiście starzy obrośli w tłuszcz, a na ich miejscu pojawili się inni. Jedni byli świetni (wczesna Edyta Bartosiewicz), inni koszmarni (Ira, De Mono, itp.). Od tamtej pory nic się nie działo. W Polsce mamy więc tylko epokę przedlodowcową i epokę polodowcową.

ocenił(a) film na 7

W większości się zgadzam. Szkoda, że Kayah wyparła Steczkowską, że kilku liderów już nie żyje, że co poniektórzy na fali powodzenia kontynuują te samo tango w każdej następnej kompozycji, itd... Zresztą do współczesnej muzyki rozrywkowej już "nie dorastam" - jestem za stary.
Ja też uważam "stonsów" za niezbyt ciekawych; gdzie im tam do "bitelsów"!

ocenił(a) film na 7
jak45

Beatles i Animals... Moje dwie ukochane kapele. U W I E L B I A M

ocenił(a) film na 7
malgorzataprusaczyk

OK. Ciekawe, że "animalsi" się postarzeli a "bitelsi" wprost przeciwnie - smakują, nawet młodym, jak stare wino. W dziedzinie muzyki rozrywkowej są jak Bach albo Mozart... zresztą nie tylko "w dziedzinie" - to po prostu muzyka na najwyższym poziomie!

Zresztą takich "naj" jest więcej: np. Edith Piaff, Ella Fitzgerald&Louis Armstrong, Elvis Presley, Janis Joplin, Miles Davis, Bob Dylan, Sting, Freddy Mercury (czymże różni się "Bohemian rapsody" od rapsodii Liszta? takie samo bogactwo melodyczne, inwencja, oryginalność, itd.), Leonard Cohen, Pink Floyd, J.M. Jarre i wielu/e innych.

ocenił(a) film na 7
jak45

Batdzo dziękuję za odpowiedz. Tak, Beatlesi byli, są i będą wybitni ze swoimi harmoniami, nowatorstwem i wszystkim innym. Możnaby było pisać o tym rozprawy... Podobnie Queen. Uwielbiam wszystkich tych wykonawców, których Pn wymienił . Nie zgodzę się jednak, że Animalsi sie zestarzeli... Maja naprawdę wspaniałe utwory i chyba bardziej od Beatlesow szli w stronę czarnego bluesa, rock'n'rolla, a pozniej w stronę psychodelicznego rocka (już po rozpadzie pierwszego składu)... wszystkie te ich okresy uwielbiam. Myślę, że przewagą Beatlesów nad nimi była natomiast równość wszystkich osobowości... BBeatlesi byli jak żywioły... Każdy był tam po coś i się uzupełniali. Natomiast w TA, największymi osobowościami byli Alan Price i Eric Burdon, którego uważam za jednego z najznakomitszych białych wokalistów z czarną ekspresją śpiewania.

jak45

Ja bym był ostrożny z zestawianiem w prostej linii Liszta z Bohemian Rhapsody , który był genialnym kawałkiem , ale do bólu eklektycznym i jest takim genialnym, ale jednak "potworkiem" muzycznym. Z całym szacunkiem do Queen , ale poziomu kunsztu aranżacyjnego czy kompozytorskiego wielkich muzyki "poważnej" nie osiągnęli (mówię tu o absolutnym topie jak np. III symfonia Beethovena itp.).
Podobnie z Bachem bo chyba nie ma sensu zestawiać tych na prawdę ambitnych dzieł tego Pana z "Bitlesami" jak np, Pasja wg Świętego Mateusza. Prędzej szukałbym wspólnych mianowników u King Crimson czy Yes z epoki Close To the Edge, ale to wciąż dzieła zespołowe, a Bach tworzył samodzielnie i ukonstytuował współczesną muzykę.

Jeżeli źle zinterpretowałem Twoją wypowiedź to przepraszam.

ocenił(a) film na 7
armarange

Dobrze zinterpretowałeś. Ja swoje podtrzymuję - taka inwencja i różnorodność muzyki, jak w "Bohe..." w muzyce rozrywkowej baaardzo rzadko się zdarza i właśnie choćby z romantykami można to porównywać.

To zresztą sprawa indywidualnych gustów: ja np. od III s. B. wolę piątą i szóstą, płaczę róówno i przy Adagio Albinoniego (tak, wiem, że nie całkiem to jego kompozycja) jak i przy końcowej melodii z "Hair". uwielbiam atonalny marsz Prokofiewa ale Pendereckiego czy Strawińskiego ledwo trawię i przedkładam nad to bogactwo rytmiki Czajkowskiego czy melodyjność Griega.
Patrząc statystycznie, w muzyce rozrywkowej powinno się znaleźć mniej więc tylu uzdolnionych czy nawet genialnych muzyków, co w poważnej.. i być może tak jest. Czyż Billie Holiday i Dylan to nie geniusze muzyczni? Bitelsi - tak jak Bach - też otworzyli zupełnie nową epokę w muzyce!
Zważ też, że tzw. muzyka poważna to była w swoich czasach zwykła muzyka rozrywkowa a kameralna wręcz była specjalnie tworzona "do kotleta".
Radzę nie przeceniać "wyższości" muzyki klasycznej nad dzisiejszą DOBRĄ rozrywkową; ja zresztą uważam, że współczesna muzyka poważna poszła w wydumany snobizm czy "artystostwo" a jej miejsce zajęła muzyka POP &Co. A tak jak dawniej byli ojciec i syn Straussowie, tak teraz jest disco-polo...

Weź na koniec poprawkę na to, że bynajmniej nie jestem specjalnym koneserem muzycznym i jak zaczynałem, jako nastolatek, od operetek, potem od Czajkowskiego i oczywiście - jak każdy Polak - Chopina (z domu wyniosłem raczej abnegację muzyczną - mój ociec uwielbiał u schyłku życia German a mama chyba w ogóle na muzykę nie reagowała), tak niewiele dalej zaszedłem... nawet do Szymanowskiego nie dotarłem. W tej chwili najczęściej, poza klasyką, słucham jazzu - od Armstronga przez BBKinga po Davisa - czasem reggae, samby marki Astrud Gilberto i S-ki, sporo muzyki etnicznej (no właśnie - Bregowicz np. się kłania czy Doudou N'Diaye Rose) oraz filmowej.
Chyba trochę się rozpisałem nad umiar...

jak45

Miles'a Davies'a uwielbiam z Tutu czy Aury tudzież z E.S.P.

W muzyce instrumentalnej sprzed 200- 400 lat można wyróżnić nurty czysto rozrywkowe, jak i takie , których ówcześni "szaraczkowie" zdzierżyć nie mogli. Nie jest przecież tak, że cała twórczość Bacha to taka sama rozrywka jak swego czasu Michael Jakcson bo miał on (Bach) dzieła na wskroś ambitne stąd ja z kolei bym nie "przeceniał" faktu, że muzyka dawna była rozrywką bo nie zawsze i nader często NIE.

Bogactwo aranżacyjne i melodyjne z Bohemian Rhapsody jest faktem - czy jest rzadko pozostawię to otwarte, Yes z lat 70-tych od ok. roku 1971 był eklektyczny i bardzo różnorodny, nawet bardziej od Queen, który mimo eksperymentów w estetyce rock'a wciąż pozostawał, a Yes przekraczał śmiało granica np. na płycie "Tales..." czy "Relayer".

Może nie jesteś koneserem , ale chwali Ci się otwartość na różne gatunki. Ja także słucham jednego dnia Lutosławskiego , a innego czegoś lżejszego z POP i nie mam problemu.

ocenił(a) film na 7
armarange

Dzięki choć i za taką pochwałę z ust/ręki Mistrza...

jak45

Az mnie się przypomniało z pewnego spektaklu....Kolacja na cztery ręce i Gajos plus Wilhelmi. Ten pierwszy gra Bacha , a drugi Haendel'a.
Gajos : "Zbytek łaski".
No więc i ja " zbytek łaski" bo mistrzem nie jestem, chyba , że to była ironia, za którą i tak dziękuję.

ocenił(a) film na 7
armarange

Spektakl widziałem.
Tak, to była ironia.
Nie dziękuj - mnie by takie coś wkurzyło...


Czy ty przypadkiem nie jesteś troszkę, odrobineczkę, małą ciutkę snobem?

ocenił(a) film na 7
jak45

Bo ja tak jakby, też troszeczkę, niestety - tak.

ocenił(a) film na 7
jak45

Na szczęście snobizm w dziedzinie sztuki to pozytywne zjawisko - rozwija.

jak45

Do muzyki rozrywkowej zaliczyłbym też POP i muzykę metalową i powstanie tych gatunków to też rzeczy przełomowe -miliony ludzi słuchają takiej muzyki do dzisiaj.
Była tez era disco. Rozumiem, że tych nurtów nie uznałeś za wielkie przełomy.
Dla mnie akurat powstanie heavy metalu w latach 70-tych (Black Sabbath, niektóre kawałki Led Zeppelin czy przede wszystkim Judas Priest ) to tez spory przełom, za którym idzie cała subkultura, moda, styl bycia itp. Szaleństwo metalu w latach 80-tych, Metallika , Slayer, Iron Maiden, Morbid Angel, Death itp.
ps. W latach 70-tych rock progresywny- Yes King Crimson - chyba,że te kapele podciągniesz pod rewolucję z lat 60-tych co będzie sensowne bo ta muzyka czerpała z dokonań Beatles'ów itp.

ocenił(a) film na 7
armarange

Wybacz, ale na gatunkach, odmianach i kategoriach muzyki rozrywkowej kompletnie się nie znam - "wisi mi" to; wszystko podciągam pod pop muzykę i popkulturę. Za przełomowe gatunki muzyczne uznaję jazz, rock and roll, rap, techno (te dwa ostatnie to absolutnie "nie moja bajka" - poza Klausem Schulze) i oczywiście muzykę elektroniczną (pomijając wynalazek gitary elektrycznej, dużo wcześniejszy, to kwestia nowych technologii muzycznych i nagraniowych).
W poprzednim poście zapomniałem napisać, że obecnie najczęściej słucham "złotej ery jazzu" (to chyba późne lata 30. do końcowych 40.), po big-bandy i ragtime włącznie, z preferencją na bluesa - choć ten już zaczyna mnie nudzić, bo powtarza te same "zagrania" w zasadzie w każdym utworze i u każdego wykonawcy.
Tak generalnie, wyznaję zasadę, że muzyka dzieli się tylko na: genialną, dobrą oraz marną i kiczowatą - niezależnie od gatunku.

jak45

No skoro techno to także metal - techno od muzyki elektronicznej, a metal od rock'a (ten od rock and rolla). Ale ok.

Utwory Glena Millera itp. to dobra rzecz. Fajny klimat tamtych lat.

Najważniejsza jest jakość muzyki. Nieważny gatunek. To prawda. Tym niemniej w swoich wypowiedziach dokonałeś "naukowej" systematyki więc i ja się "dołożyłem " ;-)

ocenił(a) film na 7
armarange

Napisałem wyraźnie: na terminologii gatunków muzyki się nie znam, słucham tej dobrej a złą pomijam - niezależnie od gatunku.
Pewnie masz rację z pomyleniem gatunków, ale "na moje ucho" techno to zupełnie coś innego niż ELA, Pink Floyd, Tomita, Vollenweider, Schulze, Jarre czy Vangelis a także Reich i inni od "minimalu". Mówiąc skrótowo: to, co nazywam techno, to dla mnie - podobnie jak metal - tzw. łomot (tyle że metal jest drażniący a techno monotonny, nudny), natomiast od muzyki elektronicznej wymagam nastrojowości (co nie znaczy tylko - romantyczności; może być i groza). Moją "klasyfikację" niejako potwierdza to, że podobno do muzyki elektronicznej zalicza się i hip-hop i disco; dla mnie to horrendum! Teraz nawet palanty od disco-polo stawiają za sobą "cyfrokrzyneczkę", oszczędzając na perkusiście i basiście. Natomiast bezsprzecznym prekursorem m. elektronicznej był teremin...

To oczywiście kwestia wieku; pomijając konkretne liczby, za Presleya JUŻ się nie załapałem, na nowe utwory bitlesów z kołchoźnika w akademiku (Radiostacja Harcerska) czekaliśmy niecierpliwie, a pinkfloydów JESZCZE nie było (ci ostatni to podobno rock progresywny, ale ja ich plasuję w "elektronice" - jak pisałem, dla mnie to kwestia korzystania z nowych technik muzycznych i cyfrowej obróbki dźwięku; w tym sensie pretensjonalne "podbijanie" wokalu przez Cher to też muzyka elektroniczna i Oldfield też).

jak45

Kwestia z metalem jest taka, że to muzyka oddziałująca na specyficzną grupę społeczeństwa - sporą w sumie. Metal ekstremalny , a więc nie jakiś Black Sabbath czy Iron Maiden , a więc Slayer czy Morbid Angel to muzyka za wszech miar poukładana, zaaranżowana i przemyślana. Nie każdy mózg jednak zniesie poziom ekspresji i to przytłumia percepcję. Dla wielu free jazz to jest jazgot trąbek i chaos, a Penderecki jest nie do zniesienia bo brakuje w wielu fragmentach melodii opartej na dur-moll (podobnie u Weberna czy Shonberga itd.). Słuchając koncertów na Warszawskiej jesieni trudno się odprężyć. A muzyka zła nie jest tylko inna oparta na innym kanonie. Atonalizm, serializm itd. Trochę tak jak współczesne malarstwo nie ma tego powabu jak obrazy Michała Anioła.

Pozdrawiam mistrza !!! (szczerze)

ocenił(a) film na 7
armarange

Akurat współczesne malarstwo - generalnie sztuki plastyczne - może/mogą mieć tyle samo powabu, co grecka rzeźba, gotyckie katedry, sztuka renesansu, Rembrandt, Vermeer, XIX-wieczny realizm czy impresjonizm; i to nie tylko Picasso, Matisse, Klee, Bacon czy Basquiat!

Tak się składa, że w tym jestem trochę jakby ekspertem, bo zawodowym plastykiem (choć nie malarzem czy rzeźbiarzem a dizajnerem), do tego z 14 latami dydaktyki na PWSSP (obecnie ASP) w Gdańsku i dwudziestoma jako nauczyciel plastyki.

jak45

Jako młody gniewny i ja się wypowiem i moim zdaniem Punk też był przydatny muzyce lat 70/80/początki 90. Nawet jeśli nie chce się zwracać uwagi na antyrządowe blablabla to można też się w czuć w tę dosyć jednak wąską kulturę szalonych szybkich rytmów trochę anarchistycznych rytmów. Dla mnie ta dobra muzyka skończyła się wraz ze śmiercią Kurta Cobaina.

ocenił(a) film na 7
irontrollman

Czemu nie - punk też był swego czasu charakterystycznym zjawiskiem muzycznym. Tyle, ze na tej zasadzie każdy tu wrzuci "swoją" muzykę, bo ją uważa za przełomową czy choćby ważną ... z miłośnikami disco-polo włącznie; jego też wcześniej przecież nie było i, ho ho, jakaż to przełomowa kontynuacja przyśpiewek ludowych!

jak45

prawda, ale nie ma też co ukrywać że kultura punkowa choć szybko przemineła to zostawiła swój ślad w muzyce. Chyba największymi beneficjentami tego zostali Iggy Pop(którego muzyka nie zawsze moim zdaniem podchodzi pod punk a raczej mieszankę Popu i Rocka[utwór "i'm bored" to taki moim zdaniem niezły przykład], The Clash i The Ramones. I trzeba też zwrócić uwagę że ci artyści aż tak nie rozrabiali jak się to może wydawać a ich teksty nie są pełną anarchią. Natomiast zawsze numer 1 Punka zdaniem wielu "znawców" to Sex Pistols tylko że... oni nawet nie są sławni za muzykę a za nieprawdopodobną rozróbę jaką zrobili wokół siebie. Nikt przed nimi czegoś takiego nie robił.
Zresztą trzeba też być jednak ostrożny z pojęciem punka. Wielu uważa że "Green Day" to Punkowcy ale to guzik prawda. To są Rockowcy skandaliści - nie punkowcy.
W Polsce przejawów Punka nie mieliśmy za dużo. Jedyny zespół jaki kojarzę to "Farben Lehre" ale znowu - ich muzyka a właściwie teksty nie są takie antysystemowe jak to mogło by się wydawać. Bo to nie o takie teksty w punku chyba chodziło. Myślę że tam raczej chodziło o przedstawienie prostoty życia, przeciwności, naszych problemów. Myślę wręcz że definicja punku jaką każdy zna jest definicją błędną. Ale to tylko ja.
P:S jak zawsze w polsce zapominamy o Zespole Rush który jest po prostu wyjątkowy

ocenił(a) film na 7
Swir_Troll_Szarman

Sporo po czasie:
Nie podejmuję się dyskusji na te tematy, bo są mi obce. Generalnie słucham muzyki poważnej, jazzu, a także muzyki popkulturowej/rozrywkowej "z najwyższej półki" (np. pięciu najlepszych, dla mnie genialnych i wyjątkowych, piosenkarek XX w.: Elli Fitzgerald, Billie Holiday, Edith Piaf, Ewy Demarczyk; z zespołów oczywiście Bitelsów i Pink Floyd; z filmowej Morricone i Vangelisa oraz - na szczególnym miejscu - soundtrack z "Hair"; z muzyki "gatunkowej" samby i reggae... a dalej też byłoby sporo wykonawców i stylów, jak choćby Sting, Cohen czy muzyka elektroniczna i ballady rockowe).
Pozdrawiam

jak45

Drogi Jaku, ja niestety nie jestem twoim fanem. Ani twojej tffur czości. Choć nigdy mi swoich obrazów nie przesłałeś. A film oglądałem. Podobał mi się. Zwłaszcza ta scena z kurtką i piękną kobietą. Było się z czego pośmiać. Poza tym fajna postać dziadka, który chciał tortur na komendzie policji. W obecnych czasach to już tak nie cieszy. Wiemy, co polscy bandyci zrobili z Igorem Stachowiakiem.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones